Kiedyś? Sposób na tanie podróżowanie i swoisty styl życia, pozwalający uciec od przaśności i szarzyzny dnia codziennego. Teraz? Relikt czasów minionych, wyparty przez nowoczesne – i szybsze – metody przemieszczania się. Czy aby na pewno?
Z kim porozmawiać o kondycji autostopu w Polsce i na świecie, jeżeli nie z osobą, która jest jego piewcą od ponad 25 lat? Michał Witkiewicz piastuje funkcję prezesa Polskiego Klubu Przygody, jest organizatorem Międzynarodowych Mistrzostw Autostopowych, dyrektorem Festiwalu Przygody Wanoga, wykładowcą trójmiejskich szkół wyższych, dziennikarzem i członkiem m.in. National Geographic Society.
Ale Michał to również wytrawny podróżnik i turysta, który ma na swoim koncie ponad 100 odwiedzonych państw świata oraz niesamowite solowe wyprawy ekspedycyjne („Euroazja 2002”, „Transamerica Expedition 2004”), wyróżnione na prestiżowych Kolosach. To także osoba, która nie boi się nazywać rzeczy po imieniu, widzi problemy gnębiące polskie środowisko podróżnicze – a jego opinia, dotycząca m.in. powszechnego parcia na szkło części ze znanych podróżników, jest boleśnie prawdziwa.
Z przyjemnością wybrałem się – wykorzystując niezbyt typową marszrutę – nad polskie morze, aby przeprowadzić długą rozmowę z człowiekiem-orkiestrą, czyli Michałem Witkiewiczem.
MODA I SAMOLOTY, KTÓRE ZABIŁY PRZYJEMNOŚĆ
Michał, wiesz jak dotarłem tutaj do ciebie, do Gdyni?
(śmiech) Autostopem?
Prawie. Doleciałem z Krakowa do Sandefjord-Torp w Norwegii, spędziłem tam kilka godzin – i złapałem stopa z lotniska nad fiord – potem jechałem pociągiem, autobusem, leciałem samolotem z Norwegii do Gdańska, szybki transfer samochodem… no i jestem. To był długi dzień.
Czyli sam widzisz, że nie zawsze najkrótsza i najszybsza droga jest tą najlepszą. Bo mogłeś po prostu wsiąść w Pendolino, nieprawdaż?
Będziemy dzisiaj stopować w trakcie wywiadu?
(śmiech) Z chęcią, ale jak obok nas będzie się cały czas kręcił Maurycy, może być ciężko coś złapać. Trzech facetów na drodze to gwarantowany przestój w podróży. /naszą rozmowę dokumentował fotograficznie Maurycy Śmierzchalski, dyrektor artystyczny Frames Studio Fotografii, artysta, fotografik i członek jury konkursu FotoGlob – przyp.aut./
Co z tym autostopem w Polsce? Żyje?
Umiera.
Umiera?
Tak, niestety. Jeżdżąc po polskich drogach, wyraźnie widać, że autostopowiczów jest coraz mniej. Niestety, tanie linie lotnicze i połączenia autobusowe powodują, że młodzi ludzie jakoś nie garną się do autostopu.
To główny powód?
Widzisz, to trudne pytanie. Kiedyś autostop to była frajda. Nie tyle przymus, co odskocznia do wolności. Do tego, aby gdzieś pojechać, zobaczyć coś fajnego. Dzisiaj młodzież ma znacznie więcej alternatyw – więc wybiera to, co jest prostsze, bardziej przewidywalne. Autostop z jednej strony jest nieprzewidywalny, ale z drugiej strony ta nieprzewidywalność jest czymś pięknym. To urok tej formy przemieszczania się, w większości bezpłatnej.
A nie sądzisz, że z autostopem jest trochę jak z PTTK i schroniskami? Zawsze będzie grono „etosowców”, dla których schronisko to miejsce, gdzie wszystko jest jak kiedyś: wyciągasz własną woniejącą kiełbasę, jajka na twardo, otwierasz konserwę – i czujesz się jak 30 lat temu. A z drugiej strony większość turystów po prostu chce chodzić po górach, oczekując, aby schroniska były czyste, ładne, nowoczesne. I są skłonni zapłacić za to odpowiednią kwotę, nie roniąc łez nad bezpłatnym wrzątkiem.
Ach, gdyby to było takie proste i oczywiste. Ciężko wrzucać ludzi do szufladek i klasyfikować. Obserwuję to chociażby po Mistrzostwach Autostopowych, które organizuję w Polsce ponad 25 lat – aktualnie widać na nich ludzi, których roboczo nazywam „koneserami podróżowania”. To osoby, które skończyły już studia, gdzieś wyjeżdżali, są obyci w świecie, mają swoje własne biznesy… ale autostop jest dla nich swoistą odskocznią. Oni chcą spróbować czegoś innego niż aktualna masowa rozrywka. Może wrócić do dawnego stylu podróżowania? Tacy ludzie zawsze będą.
Natomiast autostop jako taki, kiedyś, owszem, był masowy. Niektórzy pamiętają specjalne książeczki autostopowe, później w latach 90. autostop okazał się fenomenalnym sposobem na odkrywanie świata. Potem, kiedy uwolniły się granice, a nie było jeszcze tanich linii lotniczych – mnóstwo moich studentów zaczęło tak podróżować po Europie, wypuszczać się do Gruzji i dalej.
Niestety, to się zmienia. Dzisiaj tych ludzi, zakręconych na punkcie autostopu, jest znacznie mniej.
Czyli śmierć?
Nie twierdzę, że autostop całkiem zniknie, bo on cały czas jest i zawsze będzie, nawet jako nisza: tak jak mówiłem, znajdzie się jakaś grupa koneserów, którzy będą chcieli w ten sposób poznawać świat. Ale tutaj znów kłania się morderstwo w duecie z zestawem: pieniądze i czas.
Niezbyt rozumiem…
Pytałeś mnie o to, czy tanie linie lotnicze zabiły autostop.
Tak. I powiedziałeś, że niestety, ale tego się nie odwróci.
Dokładnie. Więc wskazać mordercę jest łatwo, tym bardziej, widząc alternatywy na szybki transport kilka tysięcy kilometrów dalej. Ale zwróć uwagę na to, jak wyglądają dzisiaj młodzi ludzie. 10-15 lat temu osoby kończące szkołę lub studiujące, nie miały kasy. Ale miały czas.
Dzisiaj? Patrzę chociażby na moich studentów, 80 proc. z nich pracuje. Mają kasę, może nie są duże pieniądze, ale stać ich na to, aby kupić sobie bilet lotniczy i gdzieś polecieć.
W czym więc problem?
W czasie. Nie mają go, i to z prostej przyczyny: są już w kieracie obowiązków, szef nie da im wolnego w pracy. I kółko się zamyka. Sposób życia, taki codzienny bieg za pieniędzmi spowodował, że autostop w dawnej formie przestał mieć rację bytu.
Pasjonaci, którzy zasmakowali w takiej formie podróżowania, pamiętając o tym, jakie przyjaźnie można zawiązać i jakich ludzi można poznać w trakcie autostopu – są już zdecydowanie w odwrocie.
Jest szansa, aby autostop wrócił do łask jako coś, co jest modne, czym można się chwalić w mediach społecznościowych?
Myślę, że nie do końca. Takiej popularności, jaką autostop kiedyś miał, już mieć nie będzie. Mogę tylko powtórzyć: ludzie z natury są wygodni, jeżeli mają w tej chwili do dyspozycji sposoby na szybkie i tanie podróżowanie – to będą wybierać właśnie tego typu formy. Może będzie jakaś nowa moda, którą rozpocznie ktoś znany, influencer podróżniczy czy inny gwiazdor, ale na pewno nie będzie to przybierać takie rozmiary, jak kiedyś.
Poczekaj, wejdę ci w słowo. Przecież w podróżowaniu autostopem nie chodzi o szybkie przemieszczanie się…
Tak, dokładnie! Tylko jedna, ważna uwaga: kiedyś autostop wyglądał inaczej. Ludzie jeździli „na stopa” niejako z musu, to była jedyna forma, aby gdzieś pojechać i coś tanio zobaczyć. Pamiętam, będąc studentem, ceny biletów były zupełnie nie na moją kieszeń. Autostop stał się dla mnie jedynym sposobem na to, aby odkrywać świat.
Współczesna młodzież? Społeczeństwo jest już zamożne, spójrz jakimi samochodami podjeżdżają niektórzy studenci na zajęcia. Dlatego tutaj trzeba sposobu, tłumaczenia, że autostop jest fajny, hipsterski, taki nieprzewidywalny. Nie do końca go ogarniesz w planach wyjazdu, niekoniecznie będziesz się szybko przemieszczać – ale za to historie, których doświadczysz i osoby, które poznasz w trakcie tej podróży, będą na pewno zapamiętane na całe życie.
Młodzi ludzie powinni tego doświadczyć. I mają ku temu sporo sposobności, ponieważ eventów autostopowych, zawodów, wbrew pozorom jest cała masa.
Mówimy o Polsce?
Tak, to jest fenomen. Trzeba wziąć pod uwagę, że myśmy z naszymi Mistrzostwami Autostopowymi zapoczątkowali ten trend, ale potem pojawił się Wrocław Race, wyścig z Poznania, z Warszawy, z Olsztyna. Dzisiaj tych dużych imprez autostopowych w samej Polsce jest kilka, największe gromadzą niekiedy ponad 1000 osób.
To trochę wypacza, moim zdaniem, ten taki klasyczny autostop. Nie łudźmy się, kiedy wychodzi 1000 osób na jedną czy dwie drogi wylotowe – większość z tych ludzi nie znajdzie od razu stopa. I może się do takiej formy podróżowania po prostu zrazić.
Ubiegłeś moje pytanie. Próbuję sobie wyobrazić sytuację, w której jestem na drodze jako kierowca, uczestniczę w ruchu drogowym… i nagle widzę 400 osób, próbujących na odcinku 2 km wyciągać rękę z palcem w górze. Las rąk i kciuków. Nie wiem, jak mam się zachować. Jak myślisz, co zrobię?
(śmiech) Podejrzewam, że spanikujesz. I po prostu przejedziesz obok takiej grupy. To jest ogromny tłum, niekiedy nie wiadomo, co to są za ludzie i tak dalej. Myśmy w pewnym momencie stwierdzili, że nie ma co bić się na liczby – i chcemy imprezę rozwijać w kierunku ludzi, którzy podróżują autostopem częściej niż raz w roku. Dla osób, dla których nie jest to tylko dodatek do czegoś.
Nawet kosztem masowości?
Tak. I powiem szczerze, były chwile zwątpienia. Wrocławski „Auto Stop Race” i organizowany w Poznaniu „Wyścig Autostopem” to imprezy, które mają w tej chwili około 1000 uczestników. Zastanawiałem się, czy oni nas nie zadepczą. Ale teraz widzę, chociażby z perspektywy tegorocznych zawodów, że ludzie nas wspierają. Mówią: róbcie to bez zmian, bo to taki oldschoolowy autostop, jak był kiedyś.
↓ ciąg dalszy na kolejnej stronie ↓
Komentowanie jest wyłączone.