Kategoria

Globtroter

Kategoria

Mawiają, że „za darmo to uczciwa cena”. Ale nocleg w górach za złotówkę to cena bliska ideału, nieprawdaż? ;-). Jeżeli planujecie w listopadzie lub w grudniu wędrówkę po górskich szlakach w Karkonoszach lub wejście na Śnieżkę, to lepszej okazji na nocleg w schronisku, które dla wielu było / jest kultowe po prostu nie znajdziecie.

Zwiedzanie jednego z siedmiu współczesnych cudów świata + wizyta na słynnej pustyni + iście marsjańskie widoki + gwarantowana słoneczna pogoda + dwa morza, nad którymi można spędzić czas? A to wszystko w trakcie tygodniowego wyjazdu (niedziela-niedziela), obejmującego termin ferii zimowych w Polsce? Bilety lotnicze na bezpośredni lot z Polski – w dwie strony! – są „do wyrwania” za niecałe 190 PLN. Spieszcie się, ponieważ taka cena długo się nie utrzyma.

Zegarek nie kłamie. Nieco ponad trzy godziny lotu zmieniły polską, jesienną szarugę w pustynne słońce, operujące nachalnie na niebie. 180 krótkich minut przeistoczyło klasyczny zapach ponurego, rodzimego października-piździernika w egzotyczną woń dobiegającą z kamiennego garnka, w którym znajduje się kamounia z kuminem. 10 800 sekund wywróciło do góry nogami estetykę szklanych wież biurowców warszawskiego Mordoru w kamienne, kilkusetletnie ksary, przytulone do szczytów nieopodal berberyjskich wiosek.

Dla szukających urlopowej triady (święty spokój – all inclusive – słoneczna plaża nad morzem), ten kraj jawi się jako bezpieczne i tanie rozwiązanie. Dla wszystkich pozostałych, szukających przygody, historii i powiewu niecodzienności – Tunezja jest bramą do pustyni, zagadek i miejsc, gdzie czas biegnie nieco inaczej. Wszak to właśnie w Afryce lokalni mieszkańcy mawiają: „Wy macie zegarki, my mamy czas”. Witajcie na południu Tunezji.

Doskonała okazja na szybki jesienny wypad do jednego z najbardziej nieoczywistych miast w Europie. Belfast to raj dla osób szukających nietypowych kadrów. Stolica Irlandii Północnej to nie tylko kultowe bary z piwem, ale żywy świadek historii konfliktu irlandzkich nacjonalistów i republikanów (katolików) z unionistami (protestantami). A do tego historia „niezatapialnego” okrętu i słynne ulster fry, czyli śniadania, które stawiają na nogi skuteczniej niż kawa! Warto skorzystać, póki bilety w doskonałej cenie są dostępne w systemach rezerwacyjnych.

Na pozór: to niemożliwe. Boeing 787 Dreamliner to duma floty PLL LOT. 15 „Drimków” (7 egzemplarzy to wariant 787-9, pozostałe reprezentują wariant 787-8) przewozi pasażerów na najdłuższych trasach, głównie międzykontynentalnych. Połączenia krajowe, np. z Warszawy do Krakowa, realizowane są przy użyciu znacznie mniejszych, wąskokadłubowych maszyn: Embraerów (m.in. 170/175/190/195) oraz Boeingów 737.

A jednak to nie mrzonki: dziś, 6. października, z lotniska Chopina w Warszawie w trasę do Rzeszowa ruszył flagowy samolot naszego narodowego przewoźnika. Skąd pomysł, aby szerokokadłubowe samoloty spotkać na trasie krajowej? I jak się załapać na tak nietypowy lot?

Dla podróżników, którzy szukają taniej możliwości dostania się do urlopowego raju (Malediwy), na wymarzone safari (Uganda), himalajski trekking (Nepal) lub do „wymagających” i egzotycznych miejsc, takich jak Afganistan, Bangladesz czy Irak – nadszedł czas prawdziwych żniw! Wszystko dzięki najnowszej promocji bliskowschodniego przewoźnika. Co ważne, w kalendarzach lotów można znaleźć mnóstwo dat na podróże w pożądanych przez polskich turystów datach (m.in. majówka i Boże Ciało), a dostępne terminy sięgają do października 2025 r. To gdzie się wybierzecie?

Egzotyka i przygoda? Pełną gębą! Tuk-tuki, zwierzęta i wielobarwne ciężarówki na Szosie Karakorumskiej. Zabytki z Listy Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, przelot samolotem ATR-72 nad ośmiotysięcznikiem, punkt łączenia trzech najwyższych pasm górskich świata. Poza tym piasek nad Morzem Arabskim i śniegi Nanga Parbat (8126 m n.p.m.). Kurz i hałas, genialna kuchnia, tajemnicza dolina Hunza – wszystko to czeka na nas w jednym kraju.

A w bonusie otrzymujemy starożytne twierdze, szlachetne klejnoty i drugą najniebezpieczniejszą drogę świata. Gotowi na podróż bez trzymanki? Pakistan Zindabad!

Poszukiwacz przygód, nurek, ratownik. Człowiek, którego życiorysem można by obdzielić kilka innych osób. Legenda rajdów terenowych Camel Trophy. Przedstawiciel pokolenia, które musiało kombinować, szukając wrażeń w powietrzu, na ziemi i pod wodą. O różnicach w podróżowaniu kiedyś i dziś, o mediach społecznościowych oraz ich wpływie na turystykę i eksplorację, o etyce i realizacji marzeń – Pan Podróżnik rozmawia ze Sławomirem „Makaronem” Makarukiem.

Dla wielu podróżników Korea Południowa jest klejnotem Azji Wschodniej. To właśnie tutaj na niemal każdym kroku można natknąć się na oryginalny mariaż tradycji i nowoczesności. Plaże i wulkaniczne krajobrazy wyspy Czedżu (Jeju) kontrastują z kosmopolitycznym centrum Seulu, tradycyjne pieśni p’ansori rezonują z grupami wykonującymi k-pop, a dania z kimchi sąsiadują z marynowanymi skorupiakami w wersji fusion oraz jedną z najlepszych kuchni ulicznych świata.

Czy warto odwiedzić ojczyznę nowoczesnych technologii, podlaną gęstym sosem niełatwej historii oraz bogactwa kulturowego? To źle zadane pytanie: bardziej zasadna wydaje się kwestia „kiedy”, a nie „czy”.

Era tanich, międzykontynentalnych biletów lotniczych dobiegła końca”. Tak mawiają niektórzy. Inni, w tym Pan Podróżnik, nie wierzą w takie słowa. Efekt? Co powiecie na możliwość przelotu z Europy do Azji w dwie strony, last minute, w letnim terminie (sierpień-wrzesień), w cenie biletu na pierwszą klasę w Pendolino z Warszawy do Gdańska? Jak to możliwe? Czy naprawdę można kupić bilet do Tajlandii za 262 PLN?!

Mawiają, że okazje są po to, aby je wykorzystywać. Dwa zupełnie odmienne kraje, czyli Hiszpania i Albania w trakcie jednego, szybkiego, jesiennego wypadu? Jeżeli się pospieszycie i wykorzystacie propozycję Pana Podróżnika, to w połowie października będziecie mogli zrealizować nietuzinkową podróż za przysłowiową czapkę gruszek. Kto się pisze na taki wyjazd?

Upał rozlewa się po całym ciele. Droga? Na pozór nieco skomplikowana, ale podróż wyzwala nowe pokłady endorfin. Przedwczoraj moczyłem usta w kieliszku porto w Porto, wczoraj szukałem cienia pod Pomnikiem Odkrywców w stolicy Portugalii, wcinając pastéis de nata i spoglądając na most 25 Kwietnia, łączący Lizbonę z Almadą. Dziś fale Oceanu Atlantyckiego obmywają mi stopy, wiatr walczy z latawcami, na horyzoncie widzę statki, których następnym przystankiem będą Bermudy, Bahamy albo Nowy Jork. W kieszeni mam paczkę miętowych gum, chusteczki higieniczne i charakterystyczny bilet, który kusi wolnością wyboru.

Nie mam natomiast kluczyków do auta lub rezerwacji lotniczej. Nie potrzebuję ich na tym wyjeździe.

Chcielibyśmy zwiedzić Kopenhagę, ale to droga przyjemność: loty i atrakcje”. Na szczęście powyższe zdanie mocno traci na aktualności. Wykorzystując okazję na tanie przeloty, możecie zaplanować idealny jesienny weekend w stolicy Danii, nie tracąc ani jednego dnia urlopu. Wolne miasto Christiania, kolorowe kamienice w Nyhavn, Indre By, okolice królewskiego zamku Rosenborg – a przy kontynuowaniu programu CopenPay także darmowe lunche, filiżanka kawy, wycieczki kajakiem, lekcje surfingu i bezpłatne wstępy do muzeów – to wszystko czeka na Was. Kupujcie bilety, kto pierwszy ten lepszy!

Zaplanujcie już teraz realizację świetnego pomysłu podróżniczego na Walentynki. Zabierzcie swoją drugą połówkę na niezapomniany weekend we Włoszech. Romantyczne jezioro Como lub Maggiore, zabytki Mediolanu + klasyczne atrakcje dla podniebienia, czyli zestaw „pizza, pasta, pecorino, prosecco”? Brzmi jak genialny plan! Bilety na bezpośrednie loty w dwie strony, w perfekcyjnej dacie obejmującej święto zakochanych (piątek-niedziela, 14-16.02.2025 r.) kosztują mniej niż wyjście do kina, coca-cola i popcorn. Łapcie bilety, zanim ktoś Was ubiegnie!

To wiadomość, która zdecydowanie ucieszy wszystkich podróżników i miłośników wschodnich klimatów. Kurczy się lista państw, które wymagają od obywateli Polski posiadania wizy, niezbędnej do przekroczenia ich granicy. Rząd Chin podjął decyzję o włączeniu Polski do programu ruchu bezwizowego. Czy to kamyczek, który poruszy lawinę? Jakie państwa wciąż „bronią się” przed turystami z naszego kraju?

Czy kiedykolwiek doświadczyliście zjawiska dnia polarnego, gdy przez całą dobę słońce nie zachodzi? Jak najtaniej poczuć „zew północy”? Wybrać się za koło podbiegunowe – do miasta zwanego Bramą Arktyki. Błyskawiczna, 24 godzinna wycieczka do Tromsø, w obłędnej cenie… i to jeszcze w czerwcu? Łapcie okazję, zanim zniknie.

Mieszkańcy Tuszetii, górskiego obszaru w północno-wschodniej Gruzji, wiodą nieskomplikowane życie w surowych i skromnych warunkach. Choć ich system wartości różni się nieco od naszego, nie powinniśmy go oceniać. Można za to spróbować porównać te dwa światy i zastanowić się, czy nie zatraciliśmy się w pogoni za wygodami i samorealizacją. Gruzini narzekają rzadziej niż my, choć powodów im nie brakuje. Są wrażliwi, pomocni, uważni i pełni wzajemnego szacunku. O życiu w kraju, który wciąż oddycha tradycją, o ekologii, zdjęciach i szklanym suficie dla kobiet Pan Podróżnik rozmawia z Magdaleną Konik.

Za oknem końcówka wiosny wybuchła mi prosto w twarz, a wspomnienie lutowych esów-floresów, namalowanych na szybie przez mróz, powoli zaczyna się zacierać. W głowie kiełkują plany letnich wyjazdów. Telefon pika, wypluwa smaczny i świeży cytat. „– To dobry dzień dla wszystkich obecnych i, miejmy nadzieję, wielu przyszłych użytkowników lokalnego transportu publicznego”. Te słowa zwiastują nowe podróże, eksplorację zrewitalizowanych obszarów, niespieszne odkrywanie parków narodowych, miast i miasteczek. Pachną przygodą, wiatrem w górach i słońcem na nadmorskim deptaku. I podszyte są małym żalem, ale o tym później.

Koszt transportowy takiej przyjemności? 220 zł miesięcznie. Jak to możliwe?

Jakim środkiem transportu można dostać się do Chin? Najprostsza odpowiedź brzmi: samolotem. Ale nie musimy być niewolnikami najbardziej oczywistych rozwiązań w drodze do Państwa Środka. Podróż autobusem przez step dała odpowiedź m.in. na pytanie, co łączy handlarzy dywanów i terrorystów. Czy da się zatem odwiedzić Region Autonomiczny Sinciang (Xinjiang), wydając na trasie z kazachskiego Ałmaty nieco ponad 230 zł?

Reportaż z nietypowej drogi do Chin, czyli obszerna opowieść Pana Podróżnika, z polityką w tle.

– Czas się nie spieszy, to my nie nadążamy. Lew Tołstoj

Ekspresowy wyjazd z Polski na stratowulkan, w pakiecie z (nie)legalnym spaniem na zboczu. Całość połączona z nietypowym city-breakiem w mieście, które zdecydowanie warte jest grzechu. Wszystko za przysłowiową czapkę gruszek, zaś w realizacji pomysłu – i zmieszczeniu się w niecałej dobie — nie tylko zegarek odgrywał ważną rolę.

Czy się udało? Reportaż Pana Podróżnika z szalonych 24 godzin w podróży, tuż przed pandemią.

Triest, będący ukrytą perłą w koronie włoskich miejscowości? Słowenia, która już samą angielską nazwą kraju (sLOVEnia) zapowiada – być może romantyczne – przygody? A może ekspresowa wycieczka do urokliwej chorwackiej Opatiji oraz kosmopolitycznej Rijeki? Niewiarygodne, ale taką eskapadę lotniczo-kolejową, obejmującą trzy kraje, w dogodnym czerwcowym terminie (piątek-poniedziałek) możecie złapać z Polski za mniej niż 200 PLN. I to jest właśnie prawdziwa okazja!

Podróżowanie po Ugandzie przypomina nieco koc wykonany z wielobarwnych łat-wspomnień. Niektóre z nich cieszą oko nietypową fakturą, niektóre na pozór nie pasują do pozostałych. Istnieją i takie, które wyglądają na bardzo drogie fragmenty tkanin – i muszę relatywizować sobie ich obecność w mojej patchworkowej, turystycznej kołdrze, w której najczęściej to relacja jakości do ceny jest najistotniejsza.

A jednak wszystkie te łaty idealnie zgrywają się w całość. I gdy wracam z Ugandy – mając pod powiekami wspomnienia plantacji herbaty, wschodów słońca nad majestatycznym jeziorem Wiktorii, raftingu na Nilu Białym, ale przede wszystkim bujnych lasów deszczowych i ich zagrożonych wyginięciem mieszkańców – moim pytaniem, zawieszonym w powietrzu, nie jest: Czy tam wrócić?, lecz Kiedy tam wrócić?

Dla jednych – kraina ognia, lodu i wulkanów, kusząca swoją innością, przez lata nieskażona masową turystyką. Dla innych – czarodziejski ląd na końcu Europy, gdzie każdy głaz może okazać się zamarłym na moment trollem, a wiara w nadprzyrodzone moce, Ukrytych Ludzi i niewytłumaczalne zjawiska jest równie powszechna jak lodowce i gejzery.

Ale Islandia to nie tylko stereotypy, oszałamiająca przyroda i liczna diaspora naszych rodaków, którzy żyją na tej wyspie. To również muzyczne olśnienia, literackie wzruszenia, filmowe wrażenia, kulturalne wydarzenia – całość podlana oryginalnym sosem, smakująca niczym lokalny plokkfiskur, gulasz rybny.

Nigdy nie wiem, który z moich zmysłów zostanie złapany w przyjemną pułapkę, a bywam tam regularnie. Zapnijcie pasy, zabieram was w podróż śladami wspomnień.

To będzie osobista opowieść o skrajnościach, z turystyką i muzyką w tle. I o tym, że osoby, które krzyczą o końcu demokracji w Polsce oraz twierdzą, że brutalnie tłumione jest ich prawo do protestów – a oni sami podlegają rozmaitym represjom – powinny pamiętać o swoistym toutes proportions gardées. Dlaczego? Ponieważ w XXI wieku w dalszym ciągu na mapie świata znajdziemy miejsca, gdzie za odwagę w głoszeniu swoich poglądów można zapłacić najwyższą cenę…

Nie wiecie, jak spędzić przyszły weekend ze swoją ukochaną drugą połową? Pan Podróżnik podpowiada: a może warto odwiedzić jedno z najpiękniejszych państw w Europie, zamoczyć nogi w Morzu Adriatyckim i podziwiać jedyny fiord na południu Europy, ciesząc się pogodą i jeżdżąc po urokliwych i krętych drogach wynajętym samochodem? Wszystko to w bajecznie niskiej cenie. I to jest właśnie prawdziwe last minute!

Plus 25°C kontra minus 40°C. Budowle z klocków LEGO kontra budowle igloo z brył lodu. Owce i pospolite krowy kontra piżmowoły i niedźwiedzie polarne. Rowery kontra psie zaprzęgi. Kosmopolityczna stolica w sercu Europy kontra rejon zwany Ultima Thule, czyli końcem znanego świata.

To niewiarygodne, ale wszystkie te określenia, rzeczy, zwierzęta i miejsca dotyczą jednego organizmu państwowego, który w teorii jest nam doskonale znany. Ale Królestwo Danii (Kongeriget Danmark) niejedno ma imię. I mimo blisko 4 tys. km odległości, oceanu i mórz, które dzielą Rønne od Qaanaaq – piwo Faxe smakuje tak samo wybornie na Bornholmie, jak i na Grenlandii.

Odważysz się ruszyć w podróż?

Krótko: to propozycja z gatunku tych, w które ciężko uwierzyć, zważywszy na fakt, iż Nowy Rok już za pasem, a ceny przelotów i zakwaterowania w tym czasie szybują w stratosferę. Nie macie pomysłu na wystrzałowe zakończenie starego roku i godne przywitanie Nowego Roku, nie chcecie być skazani na domówkę lub Sylwestra Marzeń w telewizji? A co powiecie na niesamowite combo: Łotwa i Gruzja?!

Mikołaj nie przyniósł w tym roku prezentów? Polećcie do Laponii i nawrzucajcie mu osobiście! Czy można sprawić sobie – i swojemu dziecku – lepszą niespodziankę w trakcie ferii zimowych niż wycieczkę do… prawdziwej wioski świętego Mikołaja? Wypad do fińskiego Rovaniemi może na długo zapaść w pamięć wszystkich uczestników, nie tylko dzieci 😉

Mistrz sztuki prawidłowego oddychania, edukujący w tym zakresie setki rodaków. Wielbiciel zimna pod każdą postacią, traktujący niskie temperatury jako element nie tylko treningu, ale dążenia do zdrowia i równowagi. W wolnych chwilach udziela się charytatywnie i spływa 900 km na SUPie po polskich rzekach. O roli, jaką pełni oddech, wpływie zimna na organizm i holistycznym podejściu do życia rozmawiam z Maciejem Szyszką.

Osoby, które są na bieżąco z promocjami i okazjami na tanie loty – i jednocześnie uwielbiają nietypowe kierunki podróży – od wczoraj gorączkowo szukają wolnych terminów na wyjazdy w okresie grudzień 2023 – marzec 2024. Powód? Najnowsza promocja linii lotniczej Pegasus.

Brzmi to jak bajka, szczególnie dla osób, które wcześniej miały już okazję podróżować do „nietypowych” krajów – i pamiętają jakie są (zazwyczaj) ceny biletów lotniczych. Ale to nie jest bajka: ultra tanie bilety wciąż są w sprzedaży. Na mailu Pana Podróżnika pojawiły się nowe rezerwacje, a chęć zakupu kolejnych ograniczona jest tylko z jednego powodu: braku wolnego czasu w kalendarzu na odbycie podróży.

Bilety z Polski do Iranu za mniej niż 340 PLN? Irak (sic!) z Charleroi za mniej niż 300 PLN? Kirgistan (z Pragi) za mniej niż 420 PLN? Jak to możliwe? I czy takie bilety można kupić bez żadnych problemów?

Szukasz okazji na porównanie bożonarodzeniowych jarmarków w Krakowie, Gdańsku lub we Wrocławiu z tymi słynnymi, odbywającymi się w Niemczech? Dlaczego nie sprawdzisz tego osobiście? Tym bardziej, że jednodniowa wycieczka lotnicza – która sama w sobie może być atrakcją – z Polski do Niemiec oraz wizyta na Weihnachtsmarkt w Dortmundzie będzie kosztować Ciebie równowartość wypadu do kina i późniejszej wizyty w McDonald’s celem spożycia Burgera Drwala w towarzystwie 2-3 osób 🙂

Nie wierzysz? Sprawdź szczegóły!

Piszę ten felieton w pociągu relacji Warszawa Główna – Praha Vršovice (wysiądę w Katowicach), siedząc w wagonie restauracyjnym i mając przed sobą półlitrowy szklany kufel z zimnym czeskim piwem, Gambrinus Original 10. Piwo mile orzeźwia, staccato mijanych słupów wysokiego napięcia stanowi widoczny dowód na sprawne przemieszczanie się z centrum na południe w ten listopadowy dzień. W kieszeni mam rachunek za powyższy trunek. 9 PLN, ok, w sumie wyszła dycha, ponieważ obsługa nie miała jak wydać złotówki reszty, a ja machnąłem na to ręką.

Wróć. Ile? 9 PLN. Nie, to nie pomyłka. To cena 0,5l piwa w pociągu. I nie, nie jestem w polskim wagonie restauracyjnym, tylko w wagonie bistro České dráhy (ČD), ciesząc się, że tym razem trafiłem na czeski, a nie polski skład. Powód? W polskim pociągu miałbym do dyspozycji wagon WARS, gdzie najtańsze piwo to Łomża Jasne, które kosztuje 15 PLN, a alternatywą jest piwo Jan Olbracht w cenie 17 PLN.

Czy tylko ja czuję, że jestem robiony w balona przez spółkę WARS, „karmiącą i pojącą” pasażerów pociągów na trasach krajowych? A może to ten słynny niedasizm, którego najwidoczniej nasi południowi sąsiedzi nie znają?

Idealny koszt biletu wstępu, umożliwiający zwiedzanie danego obiektu historycznego w Polsce? 0 PLN, czyli bezpłatnie! Uwaga, gratka dla wszystkich miłośników architektury, zamków, pałaców, rezydencji królewskich oraz historii naszego kraju – przez cały listopad bez żadnych dodatkowych kosztów możecie zwiedzać najpiękniejsze obiekty w Polsce. Jak to zrobić?

Spłynął dziką rzeką w Kamerunie, samotnie zmagał się z dżunglą w Kongo Brazzaville, ale przyjemność i ukojenie znajduje również na polskich rzekach. Miłośnik zwiedzania świata z pozycji rowerowego siodełka, z czasem przerzucił się na packraft. O podróżach, samotności i tym, jak zacząć przygodę z wodą i packraftami, rozmawiam z podróżnikiem i eksploratorem Dominikiem Szmajdą.

Chciałbyś zobaczyć zorzę polarną, ale nie stać ciebie na wyprawę do Kanady, na Alaskę czy na Grenlandię? Na szczęście na północy Europy jest miejsce, gdzie zorzę można dość łatwo „upolować”, a dotarcie tam z Polski jest proste, szybkie i tanie – dość napisać, że bilet lotniczy w dwie strony może kosztować mniej niż bilet na połączenie Pendolino z Krakowa do Warszawy. Gdzie znajduje się ten przyrodniczy raj?

Dawna Abisynia, obecnie Etiopia – szalony miks wszystkiego, z czym kojarzy się Afryka. Splot dość interesujących zdarzeń sprawił, że miałem okazję podejrzeć stolicę tego fascynującego kraju w wersji nieupiększonej i bez lukru. Szukając sposobu na pokazanie etiopskiej różnorodności, zdecydowałem się na fotorelację à la #phonepicture: chcąc być konsekwentnym w formie – i przy okazji, móc zajrzeć nieco głębiej, bez obaw o utratę aparatu bądź sztuczne pozowanie – wszystkie zdjęcia zostały wykonane telefonem komórkowym (HTC Ultra). Kliknięcie w zdjęcie otwiera jego pełną wersję.

Zapraszam do Etiopii i jej stolicy, Addis Abeby.

Papież, szmer modlitw podczas Światowych Dni Młodzieży, las wieżowców i słynny Kanał. Plus rajskie wyspy w pakiecie z oceanami i dżunglą.

A z drugiej strony: oszuści z Panama Papers, przerażająca beznadzieja i dwie nietypowe linie, które są symbolem rozdwojenia jaźni, łącząc i jednocześnie dzieląc geograficznie (kraj) oraz historycznie (przeszłość oraz przyszłość). Witaj w Panamie, zdejmij kapelusz, gringo!

Sążnista i krwista relacja z kraju, który wymyka się jednoznacznej klasyfikacji.

To nie jest takie złe miejsce do mieszkania. Pod warunkiem, że lubisz komary, które chcą pożreć cię żywcem w tych krótkich letnich tygodniach, gdy przyroda próbuje nadrobić stracony czas. I nie będziesz zwracać uwagi na dojmujący mróz, który maluje obrazy na oknach i powoduje, że twoja broda zamarza. Bo przecież -40 °C / -50 °C to żadna zima, prawda?

Reportaż z mojej zimowej wizyty na północy Syberii.

Pierwotna publikacja tego artykułu na moim poprzednim prywatnym serwisie spowodowała trzęsienie ziemi w polskich mediach mainstreamowych. Tematyka bezpieczeństwa danych zawartych na kartach pokładowych znanych osób (w tym wypadku: Kingi Rusin) okazała się bardzo nośna. Trafiłem z nią na główną stronę Wykopu, „zdobyłem” blisko 100 tys. UU na moim blogu w trakcie kilku godzin, temat „żył” w Wirtualnej Polsce, na Onecie, Plotku, Pudelku, Pomponiku. Rozmawiano o nim w mediach branżowych, w serwisach zajmujących się bezpieczeństwem, opowiadałem o szczegółach w telewizyjnych programach informacyjnych, w RMF, Radiu Zet i w dziesiątkach innych miejsc. (Nie)stety, ubocznym efektem publikacji było również czasowe zamknięcie serwisu, na którym pierwotnie opublikowałem artykuł.

Czas pokazał, że artykuł i kwestie w nim poruszone są w dalszym ciągu boleśnie aktualne – a nieświadomi podróżnicy powtarzają błąd, który popełniła Kinga Rusin. Uważam więc, że warto ponownie podzielić się całą historią. Upublicznić, w celu edukacyjnym, ku przestrodze. Ale również pokazać, że każdy turysta musi mieć się na baczności, nie wyłączając myślenia podczas swojej podróży!

Wcześniej spotkało to dziennikarkę, prezenterkę, bizneswoman i (nieco) celebrytkę – jutro może przydarzyć się dowolnej innej osobie: niedzielnemu podróżnikowi, backpackersowi, turyście czy zwykłemu pasażerowi. Zatem: co z tymi kartami pokładowymi?

A było już tak pięknie. Podczas pandemii COVID-19 jednym z nielicznych dobrych aspektów rozprzestrzeniania się koronawirusa – i zakazów dotyczących przemieszczania się po świecie – było radykalne ograniczenie działalności osób, które dokonywały swoistego gwałtu na afrykańskiej faunie. Ale sytuacja wróciła niestety do (paskudnej) normy. Niczym hydra lernejska, której na miejsce odciętej głowy odrastały 2 bądź 3 nowe.

Cofam się w myślach do 2019 r., tuż przed wybuchem pandemii. Przyjaciel Pana Podróżnika, który podróżował ówcześnie po afrykańskich krajach, podrzucił link. Zostawił go na Messengerze, z małą adnotacją. Właściwie to nie była żadna adnotacja czy dłuższa forma. Wręcz przeciwnie, poza adresem internetowym było tam tylko jedno słowo, jakże lakoniczne, mocne i stanowcze. Brzmiało ono: „skurwysyny!”. I nic więcej.

Dokąd prowadził ten link? Do artykułu-newsa w zimbabweńskiej prasie. A potem ruszyła lawina wspomnień…

Kiedyś? Sposób na tanie podróżowanie i swoisty styl życia, pozwalający uciec od przaśności i szarzyzny dnia codziennego. Teraz? Relikt czasów minionych, wyparty przez nowoczesne – i szybsze – metody przemieszczania się. Czy aby na pewno?

Z kim porozmawiać o kondycji autostopu w Polsce i na świecie, jeżeli nie z osobą, która jest jego piewcą od ponad 25 lat? Michał Witkiewicz piastuje funkcję prezesa Polskiego Klubu Przygody, jest organizatorem Międzynarodowych Mistrzostw Autostopowych, dyrektorem Festiwalu Przygody Wanoga, wykładowcą trójmiejskich szkół wyższych, dziennikarzem i członkiem m.in. National Geographic Society.

Ale Michał to również wytrawny podróżnik i turysta, który ma na swoim koncie ponad 100 odwiedzonych państw świata oraz niesamowite solowe wyprawy ekspedycyjne („Euroazja 2002”, „Transamerica Expedition 2004”), wyróżnione na prestiżowych Kolosach. To także osoba, która nie boi się nazywać rzeczy po imieniu, widzi problemy gnębiące polskie środowisko podróżnicze – a jego opinia, dotycząca m.in. powszechnego parcia na szkło części ze znanych podróżników, jest boleśnie prawdziwa.

Z przyjemnością wybrałem się – wykorzystując niezbyt typową marszrutę – nad polskie morze, aby przeprowadzić długą rozmowę z człowiekiem-orkiestrą, czyli Michałem Witkiewiczem.

Niektórzy marzą o podróży w niedostępne rejony świata, zwłaszcza w tereny polarne – inni po prostu działają, traktują marzenia jako cele z ustalonym terminem realizacji. Taką osobą jest Dagmara Bożek.

Dagmara ma za sobą zimowanie m.in w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund im. Stanisława Siedleckiego oraz Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Przeprowadziłem z nią fascynującą rozmowę w 2019 r., kiedy szykowała się do wyjazdu i zamieszkania przez blisko 12 miesięcy w jednym z najbardziej niezwykłych miejsc na ziemi: w Antarktyce. Nie dość tego, w gronie 9 osób, które miały zimować na stacji badawczej, pełnić miała odpowiedzialną funkcję kierownika.

Okazało się, że życie lubi płatać figle – rozmawiamy cztery lata później, w 2023 roku, w zupełnie innych okolicznościach. Zmieniło się dużo… ale ogień przygody, który płonie w Dagmarze, wciąż nie gaśnie.

O tym, jak wygląda codzienność życia pod biegunami, o turystyce na Antarktydzie, esencji podróżowania, emocjach, lepieniu pierogów w Arktyce, o byciu inspiracją i przełamywaniu barier w postrzeganiu kobiet – a także o tym, jak przygotować się do wyjazdu na stację polarną… rozmawiam (uwaga, to długi wywiad!) z polarniczką, popularyzatorką naukową, tłumaczką i podróżniczką, czyli Dagmarą Bożek.

22 lutego 2021 roku zapowiadał się jak każdy poniedziałek: klasyczny, poweekendowy szał ogarniania rzeczywistości. Jak grom z jasnego nieba dotarły wiadomości z Tanzanii: Olek Doba nie żyje, zmarł na szczycie Kilimandżaro, tuż po wejściu na sam szczyt. Druzgocąca myśl: jak to?! Człowiek, który posiadał bilet na nieśmiertelność, którego znałem od blisko 20 lat, którego nie pokonała żadna woda… nie siądzie już ze mną do stołu, nie uśmiechnie się szelmowsko, popijając piwo i dowcipkując z mojej brody?

Ciężkie zadanie: jak ująć taką postać jak Aleksander Doba w jednym cytacie. Kim był Olek?

Trzykrotnie przepłynął Ocean Atlantycki kajakiem. Ma na koncie blisko 100 tys. kilometrów w wodzie, ale najlepiej czuje się w powietrzu. Przeżył 40 dni w Trójkącie Bermudzkim, napad bandytów w dżungli Amazonii, ale najbardziej boi się nudy. Ceni swoją brodę, nie zamierza iść na emeryturę, mimo 70 lat na karku twierdzi, że ma ich zaledwie 34. Ilością wydzielanej energii obdzieliłby niejedną małą elektrownię. Zachęca do podróżowania nie tylko palcem po mapie, bo jak mówi, podróżować znaczy żyć. Namacalny dowód na to, że „stary człowiek i może”. Sam twierdzi, że niepowodzenia go tylko motywują.

Z kilku wywiadów, które przeprowadziłem z Olkiem, najbardziej zapadł mi w pamięć ten z 2016 r., który był bezładnym strumieniem kropel naszej rozmowy podczas półprywatnego spływu w okolicach Polic. Jak żaden inny, pokazuje Olka takim, jakim był: szalonego i uśmiechniętego, pełnego niepohamowanej energii, inspirującego i skromnego faceta, który właśnie został Podróżnikiem Roku National Geographic. Włóżcie zatem kapok i wsiadajcie ze mną do żółtego kajaka, gdzie już czeka Aleksander Doba.