Fala powodziowa przechodzi przez Polskę. W województwie lubuskim trwa walka z wysokim stanem wody. Tymczasem na Dolnym Śląsku, w gminach dotkniętych działaniem żywiołu trwa wielkie sprzątanie i powrót do stanu normalności – a na całym obszarze województwa rośnie obawa przed równie niszczycielską falą, która może zmieść dużą część lokalnego sektora turystycznego. To odwołania rezerwacji pobytów w tym regionie, dokonywane przez grupy szkolne, wycieczki oraz turystów indywidualnych. Skala tego zjawiska osiągnęła nienotowaną wcześniej wielkość.
Reportaż Pana Podróżnika z Dolnego Śląska.
Obraz powodzi, który jest przedstawiony w mediach, w większości skoncentrowany jest na dramatycznych obrazach pokazujących fizyczne skutki przejścia fali powodziowej przez dany obszar. Nie pokazuje on jednak pełnej panoramy tego, co aktualnie dzieje się na Dolnym Śląsku.
W cieniu dużych dramatów rozgrywają się mniejsze, może nie aż tak spektakularne, jak obraz przerwanej tamy, ale których długofalowy efekt będzie widoczny przez wiele miesięcy lub nawet lat. Mowa o swoistym „odwrocie” turystów, którzy masowo odwołują wcześniej potwierdzone rezerwacje – także w miejscach, które nic wspólnego z powodzią nie miały i nie mają. Wielka woda już opadła, ale prawdziwe kłopoty w tym popularnym wśród turystów regionie Polski dopiero się zaczynają.
„Nie jesteśmy pod wodą!”
Czas działać. W ekspresowym trybie organizuję grupę dziennikarzy turystycznych. Jedziemy na Dolny Śląsk, aby podczas weekendowego objazdu całego regionu na własne oczy przekonać się, czy faktycznie skala tego problemu jest tak duża. Dziennikarski nos podpowiada mi, że w świadomości typowego polskiego turysty doszło do błędu poznawczego, który określany jest jako efekt potwierdzenia – to tendencja do poszukiwania wyłącznie faktów potwierdzających posiadaną opinię, a nie weryfikujących ją. A skoro w mediach dominuje przekaz pokazujący powodziowe dramaty na południu Polski, jakże tam planować wyjazd urlopowy, wycieczkę szkolną lub wypad w gronie przyjaciół?
Zweryfikujmy zatem stan faktyczny. Szybki rzut oka na mapę. Na Dolnym Śląsku znajduje się 169 gmin. Trwałe zniszczenia powodziowe występują aktualnie w pięciu z nich (Kłodzko, gmina wiejska Kłodzko, Bystrzyca Kłodzka, Lądek Zdrój, Stronie Śląskie) – i to nie na całym obszarze, tylko wzdłuż rzek. Wszystkie pozostałe gminy działały i działają normalnie. Oprócz sektora turystycznego, który praktycznie umarł.
– Jesteśmy z mężem załamani. Aktualne obłożenie naszych dwóch pensjonatów to 7 proc. Mówiąc wprost: z 30 pokoi mam zajęte tylko dwa. A wszystkie pozostałe stoją puste, mimo iż były zarezerwowane jeszcze w maju – rozkłada ręce pani Halina, napotkana na deptaku w Polanicy-Zdroju. – Jeżeli turyści nie wrócą do nas, zima zapowiada się ciężko. Zwolnię pracowników i po prostu zbankrutuję – dodaje właścicielka pensjonatów.
W samej Polanicy-Zdroju nie widać najmniejszych śladów powodzi. Pijalnia wód działa tak, jak wcześniej. Na deptaku rozłożone są kramy z pamiątkami, turyści i kuracjusze spacerują, korzystając z pięknej pogody. Ale różnica w stosunku do tego, jak zazwyczaj wygląda wrześniowy weekend w tym miejscu rzuca się od razu w oczy: turystów jest jak na lekarstwo.
– Przyjechaliśmy spod Białegostoku, pełni obaw. W telewizji pokazują zalane domy, zdewastowany Lądek Zdrój i inne miejscowości, ogrom ludzkich nieszczęść. A tutaj niespodzianka, ponieważ jest jak z pocztówki. Piękne uzdrowisko, brak kolejek, cisza, spokój. Nie ma śladów powodzi czy zniszczeń. Można powiedzieć, że z naszego punktu widzenia to nawet lepiej, niż można było się spodziewać, ponieważ nie lubimy tłumów – uśmiechają się dwie kuracjuszki, które łapią promienie słońca na ławeczce tuż obok Pijalni Wód Mineralnych.
Co z ewentualnymi obawami, że rozrywka i wypoczynek na Dolnym Śląsku w tym samym czasie, gdy Kłodzko czy Lądek-Zdrój wyglądają w niektórych miejscach niczym pole bitwy – być może są nieetyczne?
– Nie ma w tym nic nieetycznego, to właśnie taka pomoc jest nam aktualnie najbardziej potrzebna. My nie apelujemy. My prosimy, a wręcz błagamy o to, aby turyści zagłosowali swoimi portfelami i wsparli nas swoją obecnością, realizacją pobytu, korzystaniem z atrakcji, jakie ma do zaoferowania Polanica-Zdrój. Wszystkie obiekty turystyczne, hotele, restauracje i sklepy działają bez zakłóceń. Zapraszamy do nas! – mówi burmistrz miasta Polanica-Zdrój, Mateusz Jellin. Rozmawiamy w pobliżu deptaku, który normalnie jest gwarnym miejscem, tętniącym życiem. – Jeśli zmaleje liczba osób odwiedzających nasze miejscowości, nasze możliwości pomocy tym, którzy ucierpieli, zostaną poważnie ograniczone – dodaje burmistrz.
I takie podejście przewija się podczas praktycznie każdej z rozmów, które prowadzę podczas tej podróży. Włodarze miast, właściciele biznesów turystycznych, przedstawiciele samorządów – wszyscy mówią jednym głosem: czas na inny rodzaj pomocy, niż dary rzeczowe lub sypanie piasku do worków i umacnianie wałów.
Branża turystyczna dramatycznie potrzebuje obecności turystów, którzy swoim pobytem, wypoczynkiem, realizacją wcześniejszych planów urlopowych na terenie Dolnego Śląska wspomogą „powrót do normalności” w zakresie turystyki na tym obszarze.
„Góry stoją, pogoda jest, turystów brak”
Dojeżdżam do Parku Narodowego Gór Stołowych. Po drodze mijam idylliczne krajobrazy, zachęcające do górskiej wędrówki. Pogoda wręcz wymarzona: świeci słońce, lekki wiatr. W miejscach, w których zazwyczaj są tłumy, tym razem dominuje cisza i spokój. Mimo faktu, iż jest weekend, turystów nie widać.
Na parkingach w pobliżu początków znakowanych szlaków bez problemu można znaleźć wolne miejsce. Trasa prowadząca do labiryntu Błędne Skały jest praktycznie pusta, mijają mnie zaledwie trzy osoby.
O przyczyny takiego stanu rzeczy pytam władze parku.
– Mimo faktu, że na terenie parku nie było żadnych szkód, żadnych podtopień spowodowanych przez powódź, zadziałał mechanizm obaw. Efekty widać na szlakach – opowiada Tomasz Mazur, zastępca dyrektora Parku Narodowego Gór Stołowych. – To o tyle smutne, że mamy właśnie początek złotej polskiej jesieni, a warunki do uprawiania turystyki są wręcz idealne – dodaje ze smutkiem, przekazując twarde dane, pokazujące skalę problemu.
Ile biletów wstępu do Parku Narodowego Gór Stołowych (na tapet weźmy Szczeliniec Wielki) zostało sprzedanych w okresie 12-23 września 2023 r.? 9 tys. 248 sztuk. A ile zostało sprzedanych w analogicznym okresie w tym roku? Zaledwie 1035 biletów.
Liczby nie kłamią. Dla branży turystycznej operującej na ziemi kłodzkiej czy w Karkonoszach spadek obrotów o kilkadziesiąt (i więcej) procent to prawdziwa katastrofa.
„Wino się nie zmieniło, oby turyści się nie zmienili”
Panika, która przejawia się w masowym odwoływaniu wcześniej zaplanowanych wyjazdów na Dolny Śląsk (nie tylko w aktualnym terminie, ale nawet rezerwacji dokonanych na październik i listopad), osiągnęła nienotowany poziom. Rykoszetem dostają hotele i atrakcje turystyczne w miastach, które nie miały żadnych problemów z powodzią, na przykład Świdnica. Być może to kwestia nieznajomości… geografii?
– Dla wielu osób Dolny Śląsk to taka kraina, która teraz w całości jest pod wodą. I woda ustąpi w okolicy świąt Bożego Narodzenia – próbuje żartować Frank Enozel, współwłaściciel Winnicy Niemczańskiej i hotelu Sowia Dolina. Ale nikomu nie jest do śmiechu. – Proszę spojrzeć, woda sięgała do tej wysokości. Nie było jej dużo. Nie zrobiła większych szkód, szybko wszystko uprzątnęliśmy. Działamy pełną parą, zapraszamy, czekamy na wszystkich chętnych. Nasze wino się nie zmieniło, oby turyści się nie zmienili – opowiada winiarz, wskazując miejsce na słupku, które było zalane.
W gąszczu informacji o powodzi umyka często jeden z kluczowych elementów: świadomość, że branża turystyczna (tak jak każda inna branża na terenach objętych powodzią) to system naczyń połączonych. Jeżeli na ziemi kłodzkiej i w Karkonoszach nie będzie turystów, ucierpią na tym nie tylko właściciele obiektów, ale również restauratorzy, szefowie firm oferujących transport, sklepikarze, sprzedawcy pamiątek.
Co ważne, brak turystów może spowodować masowe zwolnienia pracowników, którzy są zatrudnieni w branży turystycznej i jednocześnie mieszkają na terenach objętych powodzią. Co za tym idzie, byłby to dodatkowy cios dla osób, które i tak zostały mocno poturbowane przez żywioł, na przykład poprzez straty materialne i zniszczenia domów.
Chęć pomocy i wspólnego działania widać również w inicjatywach oddolnych. Hotelarze decydują się, aby część z przychodów (i tak znacząco zmniejszonych) przeznaczyć na pomoc dla swoich kolegów, których obiekty zostały uszkodzone. Ale pomocą może być także kampania informacyjna, która rzetelnie pokazałaby aktualną sytuację na Dolnym Śląsku.
Turystyka w czasie powodzi
– Moja siostra jest nauczycielką w Lesznie. Jej klasa miała zaplanowaną wycieczkę szkolną w Karkonosze, wyjazd miał odbyć się pod koniec września. Ostatecznie nie pojadą, taka była decyzja rodziców na zebraniu w szkole. W planie była Jelenia Góra, Karpacz i wejście na Śnieżkę – rozkłada ręce turystka, którą napotykam w Dolnośląskim Centrum Sportu na Polanie Jakuszyckiej. – Wszyscy myślą, że tutaj naprawdę jest stan klęski żywiołowej i nie ma możliwości wypoczynku. A jak jest? Proszę się rozejrzeć – uśmiecha się pani Joanna.
Ponownie wracam do danych i najświeższych statystyk. Zaledwie 5 proc. z listy TOP100 największych atrakcji Dolnego Śląska aktualnie jest niedostępne w związku z powodzią. To m.in. Jaskinia Niedźwiedzia, Kopalnia Uranu w Kletnie czy Wapiennik Łaskawy Kamień w Starej Morawie.
Wszystkie inne miejsca działają pełną parą, czekając na turystów.
Dla osób, które szukają pomysłów na weekendowy city-break, Wrocław stoi otworem. Czynne są muzea, restauracje na Rynku kuszą ofertą, na chętnych (także rodziny z dziećmi oraz grupy) czeka chociażby słynne zoo. Jadę na miejsce, spotykam się z Sergiuszem Kmiecikiem, p.o. prezesa Zoo Wrocław.
– Nasze działania, które możemy nazwać prewencją, okazały się skuteczne. Wrocławskie zoo nawet na moment nie było zamknięte. Odrobiliśmy lekcję z czasu poprzedniej powodzi, dużo się nauczyliśmy i wiemy, jak się zabezpieczyć przed wodą – wskazuje prezes placówki. – To nie są żarty, ponieważ zalanie choć części z naszego terenu, na przykład Afrykarium, mogłoby doprowadzić do poważnych kłopotów lub wręcz śmierci 5000 zwierząt, czyli blisko połowy z tych, które są mieszkańcami naszego zoo – dodaje Sergiusz Kmiecik.
Jechać? Nie jechać?
Szybka dziennikarska wizyta na Dolnym Śląsku pokazała, że – jak nigdy – pomoc może przybrać wielkowątkową formę.
Nie każdy bohater nosi pelerynę: nie odwołując noclegów i pobytu na Dolnym Śląsku w najbliższym czasie, pomagamy w sposób niebezpośredni, ale bardzo istotny. Jako turyści powinniśmy kierować się przede wszystkim rzetelnymi informacjami, weryfikując doniesienia prasowe lub obrazki telewizyjne – chociażby poprzez kontakt z hotelem lub przedstawicielami danego obiektu lub atrakcji turystycznej. Być może nasze wyobrażenie o tym, jak wygląda sytuacja na miejscu, nie odpowiada rzeczywistości?
Przykładem jest chociażby kwestia wycieczek szkolnych, które we wrześniu były częstym obrazkiem na Dolnym Śląsku. Nie ma formalnych przeciwwskazań do organizacji wycieczek szkolnych w regionach, gdzie infrastruktura funkcjonuje bez problemów, a takich gmin jest wiele. Również na ziemi kłodzkiej i w Karkonoszach.
– Pamiętając o ogromnych problemach, które występują na wschodniej części ziemi kłodzkiej, nie zapominajmy, że reszta województwa funkcjonuje turystycznie i wraca do poziomu sprzed powodzi – przekazuje Jakub Feiga, dyrektor Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej. – Serdecznie zapraszam na Dolny Śląsk, gdyż odwiedzając nas teraz, nie tylko macie gwarancję osiągnięcia celów wypoczynkowych, ale również pomagacie tym przedsiębiorcom, którzy aktualnie tracą zlecenia i zorganizowane grupy, których tak bardzo potrzebują – dodaje dyrektor DOT.
Z mojego punktu widzenia: szukam w kalendarzu wolnej daty w najbliższych tygodniach. Po to, aby odwiedzić turystycznie Wałbrzych, Karkonosze, powędrować szlakiem zamków i winnic. Skorzystać z uroków złotej, polskiej jesieni. Bez obaw, że na miejscu zastanę zniszczoną infrastrukturę turystyczną i zderzę się z brakiem możliwości spędzania wolnego czasu w aktywny sposób.
A, przy okazji, połączę świat turystyczny z chęcią niesienia pomocy. To takie idealne 2w1: przyjemne z pożytecznym.
Reportaż „Byliśmy na Dolnym Śląsku. Opadła woda, pojawiły się inne problemy. «Nie odwołujcie swoich przyjazdów!»” został opublikowany w portalu Onet.pl, 23.09.2024 r. Przez 24 godziny od momentu emisji został przeczytany przez 220 tys. czytelników.
Komentowanie jest wyłączone.