Piszę ten felieton w pociągu relacji Warszawa Główna – Praha Vršovice (wysiądę w Katowicach), siedząc w wagonie restauracyjnym i mając przed sobą półlitrowy szklany kufel z zimnym czeskim piwem, Gambrinus Original 10. Piwo mile orzeźwia, staccato mijanych słupów wysokiego napięcia stanowi widoczny dowód na sprawne przemieszczanie się z centrum na południe w ten listopadowy dzień. W kieszeni mam rachunek za powyższy trunek. 9 PLN, ok, w sumie wyszła dycha, ponieważ obsługa nie miała jak wydać złotówki reszty, a ja machnąłem na to ręką.
Wróć. Ile? 9 PLN. Nie, to nie pomyłka. To cena 0,5l piwa w pociągu. I nie, nie jestem w polskim wagonie restauracyjnym, tylko w wagonie bistro České dráhy (ČD), ciesząc się, że tym razem trafiłem na czeski, a nie polski skład. Powód? W polskim pociągu miałbym do dyspozycji wagon WARS, gdzie najtańsze piwo to Łomża Jasne, które kosztuje 15 PLN, a alternatywą jest piwo Jan Olbracht w cenie 17 PLN.
Czy tylko ja czuję, że jestem robiony w balona przez spółkę WARS, „karmiącą i pojącą” pasażerów pociągów na trasach krajowych? A może to ten słynny niedasizm, którego najwidoczniej nasi południowi sąsiedzi nie znają?
SZYBCIEJ, LEPIEJ, DROŻEJ
Niedasizm. Piękny neologizm, od którego już niedaleko do imposybilizmu. Sytuacja, w której może i dałoby się coś zrobić, ale cóż, jednak „nie”. Lub – cóż za koincydencja! – aktualne procedury, sytuacja, okoliczności (niepotrzebne skreślić), to wszystko powoduje, że dane działanie jest niemożliwe do wdrożenia lub trwa bardzo długo. Zaglądam zatem nieco głębiej.
Nie chcę wpaść w malkontencki ton, niczym pewien znany w niektórych kręgach turystycznych dżentelmen z Krakowa, dla którego dzień bez publicznego hejtu na PKP to dzień stracony. Doceniam zmiany, które zaszły w zakresie podróżowania koleją w Polsce w trakcie ostatnich kilkunastu lat. Oczywiście, widzę problemy: fatalny rozkład, opóźnienia, kulejące rozwiązania IT z punktu widzenia pasażera (przy okazji polecam absolutnie genialny artykuł na Wyborcza.pl, pióra Michała Jamroża) – ale nie mogę nie dostrzec nowoczesnych składów na najważniejszych trasach kolejowych, wygody podróży w porównaniu do samochodu czy szybkości przemieszczania się. Prosty przykład: pociąg klasy Express InterCity Premium (Pendolino) trasę Warszawa Centralna – Kraków Główny przemierza aktualnie w 2 godziny i 13 minut, a przedstawiciele PKP Intercity zapowiadają, że to nie jest szczyt możliwości ich taboru.
– Za rok, najpóźniej za dwa, na Centralnej Magistrali Kolejowej, na trasie łączącej Warszawę, Kraków i Katowice prędkość podróży wzrośnie z 200 na 250 km/h. Oznacza to, że z centrum Warszawy do centrum Krakowa pojedziemy w czasie krótszym niż dwie godziny. Mamy 20 składów pendolino, które mają taką prędkość konstrukcyjną, a jeszcze w Polsce jej nie wykorzystują.
Tomasz Gontarz, członek zarządu PKP Intercity (c) Nasze Miasto
Niestety, czar ewentualnych pochwał pod adresem polskiej kolei (pozwólcie, że uproszczę, nie wchodząc w zawiłości i meandry zakresu działalności i odpowiedzialności poszczególnych spółek kolejowych) pryska po prostym porównaniu cen. Nie tylko biletów: nad paradoksem, polegającym na tym, że bilet na tej samej trasie jest tańszy u zagranicznego przewoźnika, niż u polskiego, jeszcze się pochylę. Wrócę do tej nieszczęsnej ceny piwa: dlaczego w polskim składzie na trasie Warszawa – Katowice za piwo należy zapłacić 15-17 PLN, a w czeskim składzie, na tej samej trasie, piwo kosztuje 9 PLN?
PAAANIE, INFLACJA SZALEJE!
– Korzystamy z usług polskich dostawców. W związku z powyższym byliśmy zobligowani do tego by dopasować ofertę do warunków panujących na rynku. Zastosowana podwyżka była po prostu uwarunkowana potrzebą utrzymania się na rynku gastronomicznym.
Grzegorz Bębenek, Główny Specjalista ds. Marketingu WARS S.A.
Tyle pan Grzegorz, odnośnie podwyżek cen. Od 26 października mamy do wyboru: albo zapłacić więcej, albo… zrezygnować z zakupu lub zaopatrzyć się wcześniej w wiktuały i trunki, spożywając je ukradkiem w przedziale – w wagonie restauracyjnym konsumpcja „własnego towaru” jest niedozwolona. Gen oszczędności podpowiada jeszcze jedno rozwiązanie – wybór czeskiego składu, gdzie ceny są znacznie bardziej przyjazne dla kieszeni. Umówmy się jednak: to nie jest jakiekolwiek panaceum, alternatywa dla PKP Intercity na trasach krajowych jest nader skąpa, o ile nie bliska zeru; nie tylko o przewoźników chodzi, wliczam w to także zagraniczne składy.
Od razu ciśnie się na usta pytanie: czy polscy dostawcy trunku z pianką należą do sektora superpremium – i chcą kształtować popyt na ich produkt w wagonach WARS poprzez wysoką cenę detaliczną? Może to faktycznie wina tych chciwych dostawców, którzy bezwzględnie chcą łupić podróżnych, dyktując spółce WARS S.A. tak wysokie ceny swojego towaru?
Biegnę z tym pytaniem, niosąc je niczym kaganek oświaty do szefa marketingu WARS S.A.
– W związku z wprowadzeniem nowego menu ceny dań zostały nieznacznie podwyższone, co jest związane ze wzrostem rynkowych cen produktów i usług.
Grzegorz Bębenek, Główny Specjalista ds. Marketingu WARS S.A.
Nieoficjalnie, pracownicy WARS jak mantrę odmieniają magiczne słowo INFLACJA. Niczym hydra: gdy tylko odetniemy jej głowę (i zdusimy wzrost cen), wyrasta kolejna głowa (podwyżka). Tylko, do cholery, czy ta hydra ma barwy wyłącznie biało-czerwone? Czy u naszych południowych sąsiadów nie zachodzi zjawisko wzrostu rynkowych cen produktów i usług, Czesi nie mają inflacji a České dráhy (ČD) nie muszą dokonywać – jak ich polscy koledzy – „nieznacznych podwyżek”, że zacytuję marketingowców z WARSu?
4 LOKALE, 4 WESELA I POGRZEB (NISKICH CEN)
Wciąż szukam odpowiedzi na kwestię ceny piwa w wagonach restauracyjnych, niczym Mariusz Szczygieł prawdy u swoich rozmówców. Ale w sumie pal sześć piwo, powiem! Tu dzieją się lepsze historie. Spoglądam na suchą notkę PAP, sprzed miesiąca, która uchyla nieco rąbka tajemnicy tego, jaki jest długookresowy cel spółki WARS. Otóż planuje ona nie tylko rozwój gastronomii kolejowej, ale również… stacjonarnych usług cateringowych.
A może nie tylko sam catering, a wręcz wesele z WARSem? Oczywiście! Chrzciny? Żaden problem! Komunia? Specjaliści z ww. firmy potwierdzają, że „[..] WARS aktualnie posiada cztery lokale znajdujące się w Warszawie, które działają na zasadzie kantyn, z czego trzy są dostępne dla klientów z zewnątrz”.
Wolne żarty? Ależ skąd:
– W przypadku stacjonarnych usług cateringowych WARS planuje pozyskiwać nowych klientów, brać udział w przetargach na usługi cateringowe w branżach biznesowych. Klientom indywidualnym proponuje zaś organizowanie przyjęć okolicznościowych takich jak: chrzciny, komunie, wesela.
serwis PAP / Łukasz Pawłowski, 06.10.2023 r.
Czyżby WARS S.A pozazdrościł firmie AmRest szalonego rozwoju ich franczyzowych marek KFC, Pizza Hut, Burger King czy Starbucks – i zacznie dynamicznie zwiększać stan posiadania własnych lokali w polskich miastach, w myśl zasady „nie potrzebujecie nowych połączeń kolejowych, potrzebujecie nowych restauracji”?
– Na tę chwilę nie zamierzamy otwierać nowych lokali w ramach bieżącej usługi gastronomii stacjonarnej.
Grzegorz Bębenek, Główny Specjalista ds. Marketingu WARS S.A.
Uff, ulga! W razie zmiany planów, podpowiadam dwa idealne miasta-miejsca na nową restaurację pod szyldem WARS: Jastrzębie-Zdrój i Łomżę. Zwłaszcza to drugie: doceńcie subtelną ironię, gdyby można było sączyć piwo Łomża w Łomży (mieście, które nie posiada kolei pasażerskiej), w restauracji WARS. #BareizmyWiecznieŻywe 🙂
66 PROCENT
Wracam do tematu piwa, ponieważ boli mnie pewna liczba. 66 procent w tytule nagłówka to nie zawartość alkoholu w whisky single malt. To różnica w cenie najtańszego piwa w wagonie restauracyjnym WARSie i w wagonie bistro České dráhy. Diabeł tkwi w szczegółach, łatwo zgubić z pola widzenia skalę: tym „drobiazgiem” jest nie tyle różnica kilku złotych, lecz 2/3 więcej.
Argument „lotniczy”? Odpada. Tak, oczywistym jest to, że zarządzający punktami gastronomicznymi w portach lotniczych muszą płacić bardzo wysokie czynsze za wynajmowanie powierzchni handlowych – a co za tym idzie, aby odbić sobie to w cenie towaru (i zarobić), ceny produktów idą w górę. Ale szukając analogii: za piwo na lotnisku Chopina w Warszawie nie zapłacę 66 proc. więcej niż na lotnisku Letiště Václava Havla w Pradze. Ta różnica jest znacząco mniejsza.
Za oknem szarobury pejzaż Zawiercia, za kontuarem uprzejmy Czech, który pracowicie nalewa kolejne piwa, wydaje posiłki, wygania tych, którzy zajmują miejsce bez konsumpcji. Pytam się o to, czy Polacy kupują więcej piwa niż Czesi, jadąc pociągiem z Warszawy na południe. W odpowiedzi dostaję przytaknięcie głową i opowieści, że sporo osób jest zdziwionych niską ceną Gambrinusa, Budweisera czy Pilsner Urquell. Generalnie do czeskiego bistro restauracyjnego ciężko się doczepić, na moim stoliku wylądował właśnie obiecująco wyglądający zestaw obiadowy – ale jego cena, tu ciekawostka jest już praktycznie taka sama jak w polskim WARSie. Czyli znów na tapet wchodzi cena piwa i jej rozjazd na linii czeski wagon-polski wagon.
Ciekawe światło na całość tematu rzuca Michał Jamroż, wicenaczelny trójmiejskiego oddziału Gazety Wyborczej, którego artykuł o absurdach kolejowych wspominałem nieco wyżej. Pytam go o jego zdanie na „piwny temat” – i słyszę w odpowiedzi:
– Widzisz, nie uważam, że piwo w WARSie powinno być tańsze. Kosztuje tyle co w lokalu w Trójmieście. Wagon restauracyjny w pociągu ma swoją specyfikę, wąskie grono klientów i myślę, że cena nie jest obecnie jakaś strasznie wygórowana. Dodatkowo w naturalny sposób wpływa na popyt – opowiada mi Michał. – A polskie piwo to też zupełnie inny produkt niż czeski i działa na klienta w nieco inny sposób. Także kultura picia w Czechach jest zupełnie inna niż u nas. Tam prawie na każdym dworcu mamy restaurację z piwem znacznie tańszym niż 9 PLN – dodaje.
Michał Jamroż, zastępca redaktora naczelnego trójmiejskiej Gazety Wyborczej
Przy okazji: są i tacy, którzy WARS – aczkolwiek w zakresie jakości gastronomii, a nie ceny piwa – chwalą:
WARS przez lata wykonał kolosalną pracę. Gdzie coś przypominającego bigos, czy kiełbasa po zbójnicku, to obecnie jedynie senny koszmar przeszłości. Teraz to jedna z najlepszych gastronomii na kołach w całej Europie.
lucyzucker / wpis na portalu rynek-kolejowy.pl
„Ubocznym efektem” faktu, iż na polskich torach możemy napotkać czeskie składy, jest małe zamieszanie. Uśmiecham się, przypominając sobie moje zdziwienie bodajże 2 lata temu, gdy wsiadłem w stolicy do pociągu, z biletem zakupionym w kasie na dworcu Warszawa Centralna, znalazłem swój wagon i przedział, po czym okazało się, że to… miejsce tylko dla pań. Ot, czeska ciekawostka 🙂
„IDĘ DO WARSA”
Dojeżdżam do Katowic, dopijam piwo, powoli wychodzę z bistro na szynach. Mam dziwne przeczucie, że podczas następnej podróży na tej trasie „trafię” na polski skład… i zachodząc do WARSu, za piwo (zamiast 9 PLN) zapłacę cenę rodem z modnego klubu w stolicy. Lub pozostanę przy narzekaniu 🙂
A w uszach natrętnie dzwoni mi tekst utworu Nity, który idealnie komponuje się z całą kolejowo-gastrononiczną historią. Znacie?
Idę do Warsa
Gdzie Blondi zasuwa w obcasach
Z colą zero i snikersem na zapas
Bilansuje dietę, ale w ratach
Idę do Warsa
Gdzie Panowie piją browara
W dyskusji wybuchowi jak granat
Gdy tematem polityczna drama
A ja zamawiam schaba
Za którego kucharce dałabym awans
Obok siedzi para, która ze sobą nie gada
Taki pociągowy marazm
Spięta Pani mama
Tłumaczy Jasiowi co tu wolno a co nie wypada
Klima wciąż nie działa
Za 200 km Warszawa
A tu nie ustaje wrzawa
- doskonały artykuł o tym, że Pendolino jeżdżą puste, a w tanich pociągach ludzie się nie mieszczą + trochę absurdów związanych z transportem kolejowym → TUTAJ
- „Tak się jadło i kochało w Warsie”, czyli historia peerelowskiego przedsiębiorstwa → TUTAJ
- artykuł w serwisie branżowym z galerią zdjęć aktualnego menu (z cenami) w WARSie → TUTAJ
- link do pełnego menu (z cenami) w bistro restauracyjnym České dráhy → TUTAJ
Komentowanie jest wyłączone.