Zegarek nie kłamie. Nieco ponad trzy godziny lotu zmieniły polską, jesienną szarugę w pustynne słońce, operujące nachalnie na niebie. 180 krótkich minut przeistoczyło klasyczny zapach ponurego, rodzimego października-piździelnika w egzotyczną woń dobiegającą z kamiennego garnka, w którym znajduje się kamounia z kuminem. 10 800 sekund wywróciło do góry nogami estetykę szklanych wież biurowców warszawskiego Mordoru w kamienne, kilkusetletnie ksary, przytulone do szczytów nieopodal berberyjskich wiosek.
Dla szukających urlopowej triady (święty spokój – all inclusive – słoneczna plaża nad morzem), ten kraj jawi się jako bezpieczne i tanie rozwiązanie. Dla wszystkich pozostałych, szukających przygody, historii i powiewu niecodzienności – Tunezja jest bramą do pustyni, zagadek i miejsc, gdzie czas biegnie nieco inaczej. Wszak to właśnie w Afryce lokalni mieszkańcy mawiają: „Wy macie zegarki, my mamy czas”. Witajcie na południu Tunezji.