JAK OSZUKAĆ NA ZAWODACH AUTOSTOPOWYCH

Czym jest oldschoolowy autostop?

To taki „stop”, w trakcie którego faktycznie nam zależy, aby promować taką formę podróżowania – a nie metodą marchewki, robimy koncert gdzieś na końcu imprezy, taki Woodstock za granicą… i ten autostop jest tylko dodatkiem. Spotykałem w tym roku ludzi z innych rajdów. Przykro to mówić, ale niekiedy ludzie po prostu jadą na koncert, nawet komunikacją publiczną. Moim zdaniem największe wyścigi, przez tego typu rywalizację, zabiły taką formę podróżowania, zawody, ideę.

Okej, ale mówisz o zawodach, Michał. Zawody mają to do siebie, że mają swój początek i koniec, jest start, meta, zwycięzcy. Jeżeli na końcu jest koncert, który jest wartością dodaną, to co jest ideą autostopu w formie zawodów? Meta jako koniec drogi? Czy może droga jako cel?

Szczerze? Dla uczestników tych dwóch największych wyścigów, chyba jednak to koncert. Przepraszam, jeżeli wyjdzie, że krytykuję – ale nie lubię owijać w bawełnę. I z punktu widzenia części uczestników, nieważne jest to, jak się tam dostaną. Około 40 proc. osób nie jedzie autostopem.

To czym jadą?

Jadą „normalnie”, kupując bilety, na przykład komunikacją publiczną. W tym roku podczas największej tego typu imprezy w kraju zdarzyło się pierwszy raz, że uczestnicy dojechali kilka godzin wcześniej niż Google Maps podawało czas dojazdu.

Hmm, przecież to na kilometr śmierdzi oszustwem!

To jest oszustwo. Dziwię się, że organizatorzy tych imprez nie wykluczyli takich ludzi – całość odbiła się szerokim echem na największej grupie miłośników autostopu w Polsce. My także borykaliśmy się kiedyś z próbami oszustwa na naszych Mistrzostwach Autostopowych.

Tak?

Zdyskwalifikowaliśmy pewną dziewczynę i jej koleżankę, której ojciec podwiózł obie „autostopowiczki” 800 km ciężarówką.

Michał Witkiewicz (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii
Podczas wywiadu z Michałem Witkiewiczem (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii

Kurde, ale jak można udowodnić takie akcje? Załóżmy, że jestem uczestnikiem – i chcę być w czubie takich zawodów. Kto mi udowodni, że się nie umówię z moim kolegą: słuchaj, czekaj w sąsiednim mieście, 50 km od miejsca startu, zawieziesz mnie prawie na samą metę Mistrzostw Autostopu, 1500 km dalej?

Podczas niektórych imprez można korzystać ze specjalnej aplikacji, na której widać, kto i gdzie się przemieszcza. To jest łatwe do weryfikacji. Jeżeli ktoś umówi się z rodziną czy znajomym, to tego do końca nie wyłapiesz – ale tutaj dochodzimy chyba do czegoś, co możemy nazwać po prostu elementarnym zaufaniem. W naszym przypadku zadziałali inni autostopowicze, którzy widzieli i słyszeli rozmowę córki z ojcem.

Był „dym”?

Hmm, wzięliśmy je potem na małe przepytanie, były zaskoczone, że dopytujemy się o szczegóły trasy. W końcu jedna z nich przyznała się, ale stwierdziła, że przecież nic się wielkiego nie stało.

Nic się nie stało?!

Taaak. Zapytaliśmy te uczestniczki: uważacie, że w takiej sytuacji naprawdę należy wam się wygrana?


O PODRÓŻOWANIU, WYZWANIACH I PROZIE ŻYCIA

Zostawmy na chwilę autostop. Wiele osób kojarzy ciebie, Michała Witkiewicza, z zupełniej innej strony. Odwiedziłeś ponad 100 krajów świata, byłeś dwukrotnie nominowany do Kolosów za niesamowite wyprawy, autostop wydaje się tylko małym dodatkiem.

Huh, trochę stare dzieje. To wszystko jest system naczyń połączonych. Podróżuję od wielu lat, ale ostatnio mocno zwolniłem. Wyremontowałem dom na Kaszubach, to jest teraz moja ostoja, dookoła mam las, przyrodę, to, co lubię. To taki czas zatrzymania, ale plany na przyszłość są.

Czekaj, czekaj. Masz 47 lata, nie rób z siebie takiego dziadka podróżniczego!

… i mam nieco inną optykę spojrzenia. To nie jest tak, że zerwałem z intensywnymi wyjazdami. Po prostu zmieniła się ich częstotliwość. Kiedyś byłem gościem w domu.

Michał Witkiewicz (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii
Michał Witkiewicz w akcji autostop (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii

Twoim domem „właściwym” był ponton…

(śmiech) Tak, to był czas, że nazywano mnie w środowisku podróżniczym po prostu: „człowiek z pontonem”. To był dla mnie sposób na poznawanie świata z nieco innej strony.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że ponton daje ci swobodę, ponieważ możesz go łatwo i szybko przerzucić w różne miejsca na świecie. Czy taka eksploracja ma jeszcze rację bytu?

Jasne! Mnie cały czas kręcą nowe akcje i mam pomysły na wyjazdy. Czekam na odpowiedni moment, gdy będę mógł na pewien czas po prostu rzucić moją aktywność zawodową, zostawić studentów i powiedzieć STOP. Potrzebuję totalnego resetu, tak z pół roku. Ale nie mogę sobie na to w tym momencie pozwolić.

Pół roku? Rozumiem, że planujesz coś większego? Nie brakuje ci takich wyjazdów typowo eksploracyjnych, aktywności podróżniczej, z której słynąłeś wcześniej?

Brakuje. Tylko widzisz, to proza życia. I warto o tym mówić, szczególnie tym pięknoduchom, którzy myślą że podróżowanie to bułka z masłem. Tutaj w pewnym momencie sprawa jest prosta: chcąc poświęcić się na maksa, podróże muszą stać się sposobem na zarobkowanie. W moim przypadku nigdy tego nie chciałem, bo to zabija naturalność. Jeżeli tak nie zrobisz, pozostaje inna droga: zarabianie pieniędzy na podróże w klasyczny sposób.

Dla mnie podróże były i są czymś, co kocham pierwotnym rodzajem miłości – starałem się eksplorować świat niekomercyjnie, odwiedzać kraje. Ale są takie momenty, że się zastanawiam: na cholerę mi teraz pieniądze, które zarabiam, skoro nie mam czasu aby je wydawać po swojemu… i po prostu gdzieś wyskoczyć.

Jesteś bardzo mocno związany z polskim podróżniczym światkiem, pomagałeś w organizacji Kolosów, sam jesteś dyrektorem jednego z festiwali. Nie czujesz ukłucia zazdrości, gdy widzisz ludzi w Twoim wieku, prezentujących prelekcje na spotkaniach podróżniczych i mówiących: tak, mogę, daję radę!

Zazdrość? Nie, to stanowczo za dużo powiedziane. Na pewno siedzę „w branży”, interesuje mnie to, co – i gdzie – ktoś zrobił, jakieś nowe wyjazdy, wyczyny.

Michał, bez ściemniania! Kiedy słyszysz o kolejnej rzeczy, wyzwaniu, niekoniecznie eksploracyjnym, ale podróżniczym, które ktoś z naszego polskiego poletka podróżniczego zrobił, nie myślisz: „kurde, teraz znowu czas na mnie!”?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie ma takich myśli. Pojawiają się, jasne. Ale staram się być konsekwentny: na coś się zdecydowałem. I dopóki nie odłożę sobie pewnej górki, która będzie umożliwiać mi spokojny byt na starość – eksploracja musi poczekać. Miałem okres blisko 20 lat, kiedy sobie folgowałem, jeździłem po świecie, wszyscy moi znajomi mówili: „super Michał, zazdrościmy takiego życia i tych wszystkich przygód!”. Tylko jeden drobiazg: oni w tym czasie pracowali, zarabiali, odkładali – a ja wydawałem.

Przychodzi więc proza życia, człowiek robi się nieco bardziej odpowiedzialny. Kurde, czekaj, bo zrobi się z tego smutny wywiad…

(śmiech) Nie, jestem po prostu ciekaw twojej motywacji.

No to już ją znasz 🙂

Michał Witkiewicz (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii
Tajniki podróżowania w wykonaniu Michała (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii

O WULGARNYCH PODRÓŻNIKACH I POLSKICH OSZUSTACH

Miałeś w swoim życiu kilka momentów, w których stałeś się mimowolnym bohaterem historii i jej wpływu na różne miejsca. Chociażby Haiti, gdzie poleciałeś tuż po katastrofalnym w skutkach huraganie. Czy czujesz, że podróżowanie do krajów, w których coś się dzieje, może być niebezpiecznie – jest czymś sensownym?

To wszystko zależy od tego, kto – i jak – jest wyrobionym turystą. Niektórzy czekają na ten moment przejścia ze stanu „turysta” do stanu „podróżnik”, chociaż przecież to jest umowne, bez kodyfikacji. Poleciałem na Haiti w określonym celu. Wiedziałem, że mamy tam dwie polskie osady, chciałem im jakoś pomóc. To nie jest tak, że pchałem się „na głupio”, aby sfotografować nieszczęście i katastrofę.

Na miejscu okazało się, że polska osada Cazale nie została doświadczona przez huragan. Ale widzisz, wiem, że są w Polsce ludzie, którzy jeżdżą w takie zapalne miejsca. Chwała, że większość robi to z głową… ale są i tacy, którzy… hmm… ujmijmy to tak: dziwię się ich motywacji.

Czyli nie szukasz guza?

Nie. Absolutnie nie.

A co z tymi, którzy szukają guza, jeżdżąc autostopem? Mamy przykład Michała Patera z Wrocławia, który swoją sławę w podróżniczym światu zbudował na dość kontrowersyjnych…

(Michał przerywa pytanie): …i wulgarnych, dodajmy dla porządku!

Okej, na kontrowersyjnych i wulgarnych filmikach wideo z podróży autostopem. Czy taka forma prezentacji i uzewnętrzniania swoich pomysłów na podróżowanie i świat – jest OK? Da się to „ożenić” z ideałami autostopu?

Zupełnie nie! Mnie to razi. Pamiętam, jak pierwszy raz widziałem całość materiałów z jego pierwszej wyprawy – dziwiłem się, że to trafiło do ludzi, że tak szybko przyrasta subskrybentów, osób, którym to się podoba.

Widzisz, nie dodałeś czegoś, co dla mnie osobiście jest dość ważne: Michał bez ogródek chwalił się, że gdzieś wszedł za darmo od tyłu, że „komuś-coś”…

Kurde, jesteśmy już na tyle dojrzałym społeczeństwem, że pojechanie do kraju Afryki czy Azji Południowo-Wschodniej i chwalenie się do kamery tym, że kogoś udało nam się oszukać, jest po prostu nie na miejscu.

Podczas wywiadu z Michałem Witkiewiczem (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii

No właśnie, ubiegłeś moje kolejne pytanie. Kanał Michała i jego podróże generalnie przez niego samego były określane mianem, tu cytat: „W pizdu na krzywy ryj”. Może to znak czasów, może tak teraz trzeba podróżować? I ów archetypiczny wizerunek Polaka-cebulaka, który wylewa się z internetowych memów, to jest fragment nas samych?

Tylko do czego to prowadzi? Wszyscy mamy w ten sposób podróżować? Wszyscy mamy mieć taki wulgarny styl porozumiewania się? Myślę, że nie. Patrzę na siebie: zostałem wychowany w innych wartościach, to nie moja bajka.

Ten temat przewija się w środowisku podróżników i autostopowiczów: nie jestem odosobniony w swoim podejściu. Oczywiście, jest grupa, do której taki przekaz dociera, ale wydaje mi się, że to nie będzie dominujący styl podróżowania.

W Polsce jest sporo osób, które swoją popularność oparły na, nazwijmy to wprost, kontrowersji. Wiemy, że są podróżnicy, którzy potrafią posunąć się nie tyle do bycia Polakiem-cebulakiem, co do ordynarnych kłamstw na temat tego, co właśnie zrobili.

Witaj w realnym świecie, Paweł…

Tego wcześniej nie było?

Było, jasne że było! Historie, niekiedy wymyślone, niekiedy podkoloryzowane, to nie jest coś rzadkiego. Część z tych historii jest dość znana, nie będę rzucać tu nazwiskami…

Ale ja to zrobię. David Kaszlikowski, Marcin Gienieczko…

Tutaj mam swoje zdanie. Z Davidem, cóż, został po części skrzywdzony przez środowisko. Owszem, pewne rzeczy pokazywał nad wyraz, tak to ujmę, ale jednak zrobił to. Natomiast co do Marcina, byłem jedną z osób, która niemal do końca go broniła. I w końcu zobaczyłem, że… że jednak nie. Że jest to osoba, która oszukuje.

Na pewno kiedyś funkcjonowało to podobnie. Ale to znak czasów, że teraz wszystko jest weryfikowalne. Pomagają w tym media społecznościowe, mobilność Polaków, wiele rzeczy można sprawdzić praktycznie od ręki.

Koszulka Mistrzostw Autostopowych (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii
Koszulka Mistrzostw Autostopowych (c) Maurycy Śmierzchalski, Frames Studium Fotografii

↓ ciąg dalszy na kolejnej stronie ↓

1 2 3 4

Write A Comment